KAJAKSON W DRODZE

KAJAKSON W DRODZE

Menu

WTOREK, 2 czerwca, dzień 4

Dzień trzech mostów

 - No ale co pan tutaj, panie, co pan tutaj?! Przecież ja się wykąpać muszę! - takim monologiem do bobra rozpocząłem dzisiejszy poranek. Ależ oczywiście, że zanurkował po pierwszym usłyszanym dźwięku, ale też i faktem jest, że walczyłem o przestrzeń życiową z bobrem🙂 A zatem chlapnął ogonem i zanurkował, a ja tuż za nim.

Jest 7:30, dzień zapowiada się piękny. Bezchmurne niebo, lekki wiatr, woda chłodna, ale nie zabija. Więc chwilę później suszenie,  a potem śniadanie - tym razem płatki kukurydziane na mleku. Generalnie troszkę schodzi, wypływam o 9:00 słuchając audycji ekonomicznej w TOK FM.

Mniej więcej 10 kilometrów dalej przystanek. Spływam na lewy brzeg. Powyżej rozciąga się miejski bulwar. Klasyka - kilka ławeczek, nowe nasadzenia, równo przycięty trawnik, jakaś infrastruktura do zabawy i ćwiczeń fizycznych. Ale tylko jedna ławka zajęta. Widok, tj. panoramę miasta i drugiego brzegu, podziwia starszy pan. Pytam o najbliższy sklep spożywczy. Tylko 100 metrów? Proszę owego pana, by rzucił okiem na kajak, a ja za chwilę wrócę. Pan informuje, że teraz to tu już nie kradną, i że na wszelki wypadek popilnuje.

Sklep to inny świat. Już zapomniałem o koronawirusie; nie mam maseczki, nie mam rękawic. Na szybko kupuje 4 mleka, 4 wody, pętko kiełbasy, bułkę i dwa kefiry. Trzy ostatnie pozycję są niezbędne do odbycia tradycyjnego śniadania portowego. Na ławeczce. 

A więc jestem w Krośnie Odrzańskim.

Po krótkiej rozmowie z panem wzbogacam się o trzy ciekawe informacje o mieście. Po pierwsze, to jedyny powiat w Polsce, w którym nie było zarażenia koronawirusem (?!). Po drugie, w odległym o 16 km miasteczku - już z innego powiatu - wykryto pierwszego w Polsce koronawirusa. A po trzecie, to most łączący dwie części miasta chcą przed styczniem podwyższyć o 2,5 metra, aby lodołamacze pod nim przechodziły. Ale "skąd oni w tym klimacie chcą wziąć lód do lodołamaczy"  - dziwi się mój rozmówca. Dobre pytanie. 

Krosno sielankowe. Po lewej kawałek rzeczonego mostu.
Krosno sielankowe. Po lewej kawałek rzeczonego mostu.

Najgorszy dzień ze wszystkich

Najpierw deszcz. Ale nie był specjalnie kłopotliwy, nawet nie przebrałem się. Wyszedłem z założenia, że doschnę w drodze. I nawet tak się stało. Do czasu. Burzy.

Z burzą na wodzie jest kłopot, bo co  niby robić? Zatrzymać się i iść pod drzewo? Nie zalecają... Zatrzymać się i nie wychodzić z kajaka? Wyjść, położyć się na ziemi z nogami w kierunku burzy i przykryć się prześcieradłem? Na bombę atomową miało pomóc, to może i na burze da radę? 

Z daleka dostrzegłem stary most (to dziś drugi), z tylko jednym przęsłem nad wodą. Krzywy jakiś, acz duży. To zacząłem wyścig z burzą i wygrałem. Potem sekwencja powtarzalna;  gruchnęło/huknęło/popadało. I od początku 

Kwadrans przerwy.

I druga burza, jeszcze raz to samo.

Straciłem godzinę i wypłynąłem na spotkanie trzeciej, która poszła bokiem. 


Ruiny mostu w Kłopocie w deszczu
Ruiny mostu w Kłopocie w deszczu

Stoję pod Frankfurtem

Most na A2. Rano wyznaczyłem go jako cel
Most na A2. Rano wyznaczyłem go jako cel

To był najgorszy dzień nie dlatego, że była burza, lecz dlatego że był wiatr. Najsilniejszy w porywach, z jakim dotychczas się spotkałem podczas kajakowania. Najlepsze, że kajak dał sobie radę rewelacyjnie, był na fali pewny i stabilny, godzien zaufania.

Gorzej ze mną, chociaż mięśnie też już się przyzwyczaiły i nie bolą. Mógłbym płynąć dalej, ale - po pierwsze -  jest już późno, bo dopłynąłem po 19:00. A po drugie, stanąłem na obrzeżach Frankfurtu nad Odrą. Gdybym chciał płynąć dalej, musiałbym przepłynąć Frankfurt, tyle że nie wiem,  jaki jest długi i nie wiem, czy są miejsca do noclegów za Frankfurtem. Po co ryzykować?


BILANS DNIA

Wypłynąłem z 506, stoję powyżej 591, czyli 85 km napłynięte. Zobaczymy, co przyniesie jutro. 

ŚRODA, 3 czerwca, dzień 5

Krótko, bo transfery słabe: 

- przejechane 71

- stoję pod Cedynią

- mógłbym resztę - 75 km - połknąć na raz, ale transport mam na piątek

- a zatem jutro góra 60 km

Tyle na dziś.

CZWARTEK, 4 czerwca, dzień 6

Co za suspens, jaka sensacja i niespodziewany zwrot akcji; dziś o 17.30 dotarłem do Szczecina Prawobrzeże. Dlaczego dziś? Ponieważ we wczorajszej - wieczornej - prognozie wyczytałem, że ma padać do końca tygodnia. Dlatego już o 7:00 rozpocząłem wiosłowanie na dystansie 75 km. 

Jest 22:00, jestem w domu w Koszalinie. Jutro wrócę do ostatnich dwóch dni. Dziś nie mam siły🙂

Wracam do środy

Środa to był dziwny dzień. Nigdy tyle razy nie byłem za granicą, co właśnie w tym dniu; mniej więcej co 15 minut. Dlaczego? Bo granica między Polską, a Niemcami przebiega środkiem Odry, a że z lenistwa ścinałem każde zakole/zakręt, to wyszło, jak wyszło. Ciekawostka: nie wiem, w czyjej gestii było dbanie o oznakowanie nawigacyjne na rzece, ale jego jakość zdecydowanie się poprawiła. Znaczniki prawej i lewej strony toru wodnego usiany były gęściej, były nowsze lub przynajmniej świeżo odmalowane, więcej też napisów i znaków informacyjnych. W takich warunkach płynie się przyjemniej, wiadomo, że ktoś o wodniaka dba.

Wzdłuż Odry, po niemieckiej stronie, ciągnie się ścieżka rowerowa. Mijałem wielu niemieckich rowerzystów, niektórzy z nich nocowali na łachach czy bindugach, oczywiście po niemieckiej stronie, tak jak ja po polskiej. Każdy się boi kwarantanny. Jedni podróżowali zorganizowanymi grupami z zapewnionymi noclegami (brak sakw przy rowerach), inni jak nomadowie, i w pojedynkę. 

Najciekawsza była oczywiście aglomeracja transgraniczna, licząca łącznie 80 tys mieszkańców, czyli Frankfurt nad Odrą/Słubice. Architektonicznie, niemiecka strona jest pięknie odrestaurowana, pobudowane są nowe apartamentowce z widokiem na rzekę, generalnie drogo, syto, dostatnio. Po polskiej - ciągle te same siermiężne bloki z lat 60. i 70. Choć jest nadzieja, bo ze środka miasteczka wystawał żuraw, który zapewne pracowicie lepi coś ze stali, szkła i betonu.

Most Frankfurt - Słubice był zamknięty. Z uwagi na koronawirus, ograniczono ruch transgraniczny. Po niemieckiej stronie, na wyeksponowanej części nadrzecznego deptaka, stoi transparent napisany przez mieszkańców Frankfurtu i zwrócony w stronę polskiego brzegu. Napisany po polsku: "Tęsknimy za Wami!". 

Wracam do czwartku

Najcieplejsza noc wyprawy. Niestety, nie dospałem. Jednak dzień zacząłem na tyle wcześnie, by zdążyć przed zapowiadanym deszczem do Szczecina. 

Rzeka szeroka, rozlana. Tu może konkurować z Wisłą. Mijają mnie dwie barki, potem trzecia. Wszystkie idą w górę, wszystkie polskie.  Stan rzeki - średni. Ale i barki podobno zmieniali jakiś czas temu na takie o mniejszym zanurzeniu.

Brzeg z obu stron upstrzony wędkarzami. To nie ci niedzielni, ale "profesjonaliści", o czym świadczą konstrukcje namiotów, krzesełek wieloczynnościowych, zestawów wędek z czujnikami brań itp. High tech. Widziałem też zestaw rybacki do połowu "w pracy" - sieci, żaki. Jak sprzed 100 laty. 

Na 662 kilometrze Odry "uroczyste miejsce" oraz opis na tablicy, że to najdalej na zachód wysunięty kraniec Polski. Miłe, a upamiętnione 🙂

Zrobiłem po drodze dwa krótkie przystanki. W końcu dopłynąłem. 

Co dalej?

No coś się wymyśli. 

Ów zachodni kraniec
Ów zachodni kraniec
Końcowe machnięcie wiosłem
Końcowe machnięcie wiosłem